O człowieku, który spłacił kredyt studencki w 7 miesięcy

Joe Mihalic, bo o nim mowa, skończył studia na renomowanej amerykańskiej uczelni Business Harvard School. W dorosłe życie wchodził nie tylko z dyplomem, ale i z 90 000 dolarów długu w postaci kredytu studenckiego.

Wielu jego rówieśników w Stanach jest w podobnej sytuacji. W sierpniu ubiegłego roku Joe sprawdził stan spłaty swojego kredytu studenckiego. Po oddaniu 22 tysięcy dolarów wartość kredytu spadła zaledwie o 11 tysięcy. Wtedy Joe zaparł się i postanowił spłacić całe zadłużenie w ciągu kolejnych 10 miesięcy! Wydaje Ci się to niemożliwe? Otóż jemu udało się to wykonać trzy miesiące przed czasem!

Bohater dzisiejszego wpisu przede wszystkim postanowił oszczędzać. Można powiedzieć dosłownie i w przenośni, że oszczędzał „każdy grosz”. A miał różne sposoby na oszczędzanie.

Poprawił swoje dochody poprzez znalezienie dodatkowej pracy, unikał jedzenia w restauracjach (nawet w McDonaldsie) i sprzedał niepotrzebne przedmioty na aukcjach internetowych. Zamiast jeździć autobusem, wybierał piesze wędrówki. Znalazł dwóch współlokatorów, aby obniżyć koszty mieszkania. Przestał kupować ubrania. Sprzedał swój samochód, motor i rower. Nawet nie wyjechał do domu na święta, aby zaoszczędzić na biletach!

Aby nie rezygnować z przyjemności, i wyjść z przyjaciółmi do barów, za każdym razem zabierał własną butelkę wódki. Przypuszczam, że sporo zaoszczędził, choć to raczej nielegalne. Na randki zamiast do kina, chodził na wycieczki albo na kawę i ciastka.

Podjął też działania, które odradziłby każdy doradca finansowy. Zlikwidował swoje indywidualne konto emerytalne i przestał odkładać na emeryturę (wcześniej 10% jego zarobków tam wędrowało). Tłumaczył to tym, że chce jak najszybciej spłacić swój kredyt studencki.

W kwietniu spłacił ostatnią ratę swojego zadłużenia. Gdyby spłacał go tak jak powinien – przez kolejne 15 lat – zapłaciłby w sumie 40 tysięcy dolarów odsetek więcej (w USA kredyty studenckie nie są tak dobrze dotowane jak w Polsce).

5 komentarzy

  1. Jak by o mnie, tyle że nie mam kredytu. Ciekawy wpis, u mnie jedynym „problemem” jest brak „dodatkowej pracy” na etacie a ta pierwsza bardzo słabo płatna… tak bym rósł jak pojebany ;))

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.